środa, 21 września 2016

Recenzja #5: Remigiusz Mróz "Przewieszenie"


    "Ekspozycja" wydawała wam się genialna? To jest jeszcze bardziej genialne. A jeśli "Ekspozycja" was nie przekonała, choć to chyba trudne, to koniecznie zabierajcie się za "Przewieszenie". Jak to was nie przekona, to ja nie wiem co to by musiało być ;)
    "Przewieszenie" to druga część z trylogii o komisarzu Wiktorze Forście. Nie będę za bardzo rozpisywać się na temat fabuły, nie chcąc zdradzać nic z pierwszego tomu, czyli z "Ekspozycji". W dużym skrócie chodzi o to, że po górach chodzi morderca i spycha ludzi ze szlaku i oczywiście nasz Wiktor Forst rusza jego śladem.
    Nigdy nie byłam w górach, czy to naszych rodzimych czy jakichkolwiek innych, dlatego nie wiedziałam do końca o jakich miejscach pisze Remigiusz Mróz. Opisy tych miejsc są jednak tak plastyczne i ładne, że nie sposób ich sobie nie wyobrazić. Czytanie tych opisów przyrody jest czystą przyjemnością. 
    Nie wiem czy polubiłam panią Dominikę Wadryś-Hansen, czy raczej nie. Z jednej strony trochę ją rozumiem, jej poświęcenie dla sprawy i to dążenie do celu, z drugiej często mnie denerwowała. Postanowiłam powstrzymać się na razie od jednoznacznej opinii co do jej osoby i określić się po lekturze trzeciego tomu, czyli "Trawersu". 
    Jak co do Dominiki mam mieszane odczucia, tak zdecydowanie polubiłam Osicę, przełożonego Forsta. Po lekturze "Ekspozycji" nie mogłam powiedzieć, że go nie lubię, ale nie wzbudził we mnie jakiejś ogromnej sympatii, był mi raczej obojętny. Za to po "Przewieszeniu" naprawdę go polubiłam. To wszystko co robił dla Wiktora było naprawdę wspaniałe. I nie sposób jest się nie uśmiechnąć, podczas niektórych ich dialogów:
    No i nie sposób nie wspomnieć o samym Forście. W pierwszym tomie wzbudził on moją sympatię i po lekturze tego tomu ta sympatia mogła jedynie wzrosnąć i tak też się stało. Dodatkowo współczułam mu wszystkich rzeczy, które się tu działy. Można mieć pewne dylematy moralne co do pewnej rzeczy, którą zrobił w "Ekspozycji" - kto czytał ten wie - ale zwyczajnie nie sposób mu tego wszystkiego nie współczuć. Naprawdę go polubiłam, pomimo jego, nie ukrywajmy, niezbyt łatwego charakteru. 
    Bardzo podobały mi się także rozdziały z perspektywy samego mordercy, Iwo Eliasza. Nie było ich zbyt wiele, ale ciekawie było wniknąć w umysł tego człowieka, dowiedzieć się co siedzi mu w głowie. Nie mogę na ten temat zbyt dużo powiedzieć, ale zrobiło to na mnie niemałe wrażenie.
    Nie jestem pewna czy wspominałam o tym w recenzji "Ekspozycji", ale bardzo lubię w tej trylogii mnogość charakterów. Jak w pierwszym tomie moje odczucia co do postaci były dosyć uporządkowane - lubiłam tych dobrych, a nie lubiłam tych złych - tak tu nie było tak łatwo. Postać Aleksandra Gerca kompletnie nie przypadła mi do gustu. Jest dobrze skonstruowana, pewnie nie jeden czytelnik będzie mógł odczuć do niego jakąś tam sympatię, ale mnie on zwyczajnie drażnił. Dominika Wadryś-Hansen, jak wspominałam, jest dla mnie niejednoznaczna, raz ją lubię, a raz wyzywam od najgorszych ;) I inne postaci, których nie będę już tu rozkładać na czynniki pierwsze. Bohaterowie u Mroza są po prostu różnorodne, jak ludzie - nikt nie jest całkiem dobry albo całkiem zły. Każdy ma swoje słabości, swoje za uszami i swój własny charakter, który czytelnikowi może przypaść do gustu, albo nie. I to jest właśnie fajne i urozmaica lekturę, bo ja na przykład lubię czasem podenerwować się na jakąś postać, bo według mnie robi głupoty, albo ma jakąś irytującą dla mnie cechę. To sprawia, że ci bohaterowie wydają się bardziej realni, ma się wrażenie, że mogliby żyć w normalnym świecie, tuż obok nas.
    Dodam jeszcze, że tę książkę czytałam dosyć długo, jak na fakt, że ma tylko 462 strony, ale nie przez to, że była kiepska, albo źle się zaczynała - zwaliłabym to raczej na stres związany ze studiami, ponieważ czekała mnie rejestracja internetowa na zajęcia, a idę na pierwszy rok, więc nie do końca wiedziałam o co z tym chodzi ;) Aż dziwne, że już pierwszorocznym to dali. Dzisiaj udało mi się to wszystko zrobić już rano i jak po rejestracji usiadłam do książki, to połknęłam ją w jeden dzień. Przy czym ostatni tydzień przeczytałam raptem 100 stron, a dzisiaj pozostałe 362 :) Tak więc książka naprawdę wciąga, ale jednak nie jest takim miłym czytadłem, jak jakiś romans czy inne young adult, więc nie polecam czytać w jakimś bardziej stresującym okresie. Ja zwyczajnie nie mogłam się skupić. 
    Warto jeszcze dodać, że zakończenie tej części znowu jest jednym wielkim "bum!". Następuje moment kulminacyjny, po czym wszystko trochę się uspokaja, opadają największe emocje, a tu nagle w ostatnim rozdziale jest coś MEGA. I jak aż otworzyłam szerzej oczy ze zdumienia, tak po chwili zastanowienia mam pewne obawy jak autor z tego wybrnie. Zaufam, że nie będzie to nic głupiego i od razu zabieram się za lekturę "Trawersu" :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz